
jeszcze lekko pod wpływem jagermaister'a, wróciłam do domu, poszłam po wodę i do łazienki.automatycznie i machinalnie(uczyłam się tego, jakże wspaniałego odruchu, przez lata)zmyłam mejkap i umyłam zęby.zawsze dziękuję sobie rano za wykonanie tej czynności przed położeniem się do łóżka.poszłam spać na lekkiej bombie i nadszedł sen. pojechaliśmy z jeszcze dwoma osobami z OKW do Smoleńska.naszym celem były tamtejsze lumpeksy i ciuchy ofiar katastrofy.Smoleńsk przypominał Rataje,z tym,że bloki były wyższe i bardziej zniszczone.w krajobrazie dominowały wieżowce.po drodze spowodowaliśmy jakiś wypadek samochodowy.najważniejsze było jednak to,że w monopolowym spotkalismy Marię Kaczyńską.była najebana, miała pofarbowane na czarno włosy i ubrana była w czarny kostium.stała w kolejce do kasy, strasznie się darła.wyjadała ciasteczka stojące na ladzie chłodnicznej, takie z plastikowego,półkilogramowego, dużego pudełka.powiedziałam do niej wtedy:'a ty co sobie myślisz,jakim prawem kradniesz te ciastka, bo przecież za nie nie zapłacisz'. Ona na to, na cały głos :'myślisz,że po co zostawałam prezydentową?ŻEBY MÓC ZA DARMO JEŚĆ SŁONE PALUSZKI, przecież ja mogę wszystko!!'. Oczywiście wkurwiłam się na niesprawiedliwość tego świata i kopnęłam ją w tą chudą dupę, aż, (co doskonale pamiętam), spadła na szare płytki w sklepie, takie mrozodoporne.a jak wróciliśmy ze Smoleńska,to w każdej gazecie i w każdych wiadomościach mówili o młodzieży z poznańskiego zespołu,która dopuściła się bezczeszczenia majątku osób zabitych w katastrofie.